Blog będzie zapisem moich codziennych przeżyć, walk o ideały, marzenia. Ścieraniem się z własnymi słabościami i pokusami.
Jednak zanim będę pisał o teraźniejszości muszę cofnąć się trochę w czasie.
W domu rodziców adopcyjnych było różnie. Świadomość, że coś jest nie tak zaczęła rodzić się gdy dowiedziałem się o tym, że jestem z "domu dziecka". Wtedy dopiero zacząłem zauważać, nerwowość matki, pijaństwo ojca. Krzyki, kłótnie, awantury, bicie pasem, kablem. Wymyślanie kar.
Brak było jakiejkolwiek próby zrozumienia mojej sytuacji. Wszelkie pytania o moje pochodzenie powodowały jeszcze większe zdenerwowanie wśród rodziców. Dałem sobie spokój.
Byłem raczej zwyczajnym dzieckiem. Przy nadopiekuńczych rodzicach nie mogłem wychodzić na dwór, zapraszać kolegów do domu, mieć przyjaciół.
Musiałem nauczyć się zabaw sam ze sobą. Sam ze sobą grałem w gry planszowe, czasem z ojcem grałem w szachy, ale gdy zacząłem go niemiłosiernie ogrywać to namówić go na grę było już ciężko. Nigdy nie mogłem pomóc w pracach domowych bo "przeszkadzałem". Samodzielne robienie kolacji bądź śniadania też nie wchodziło w grę. Nie pracująca matka miała dużo czasu i wszystko starała się robić za mnie z przekonaniem o tym, że robi dla mnie dobrze. Już jako przedszkolak nauczyłem się czytać. Nie pamiętam żeby ktoś siedział ze mną i elementarzem i pokazywał mi literki. Czytanie pozwalało mi na ucieczkę i wyłączenie się z rzeczywistości. Czasem podczas awantur domowych chowałem się w pokoju i czytałem. Pochłaniałem wszystko co dałem radę wypożyczyć w bibliotece.
Czas jednak płynął nieubłaganie. Dorastałem, a w domu nadal brakowało możliwości rozmowy o moich potrzebach, problemach emocjonalnych. Dziewczyna? Dopiero jak skończysz 18 lat! Ile to razy dzwonił do mnie telefon, a ojciec mówił, że mnie nie ma, a ja siedząc w pokoju zastanawiałem się co na to wymyślić następnego dnia, bo wiadomo było, że ja wychodzę z domu niezmiernie rzadko.
Gdy poznałem swoją przyszłą żonę, miałem już prawie 18 lat. Kilka miesięcy ukrywałem fakt, że "mam kogoś". Kombinowałem nad wyjściami, pieniędzmi na jakieś kwiatki czy drobne upominki. Gdy ją przedstawiłem i została zaakceptowana byłem niezmiernie szczęśliwy.
Po kilku latach spotkań, zaręczyny. Plany. Była jedyną osobą, której opowiedziałem o całym życiu. O wspomnieniach biologicznej matki, o migawkach z domu dziecka. O moim "dzieciństwie i dorastaniu".
Na pół roku przed ślubem doszło z jej strony do zdrady. Nikt w jej rodzinie nie chciał mi wierzyć, w końcu zdobyłem "dowody" i gdy je przedstawiłem usłyszałem "przepraszam" z ich strony. W moim domu nikt o tym nie wiedział. Nie wiedział, że się z nią rozstałem. Bo w tym domu nie miałem nikogo komu mógłbym o swoim problemie powiedzieć...
Walczyła o mnie 3 miesiące. Starała się, obiecywała, że się zmieni. Zaufałem jej. Był ślub, wesele...
Życie jednak toczyło się dalej, ale o tym następnym razem.
Czas na jakiś relaks z książką. W pracy siedziałem cały dzień przed komputerem, teraz wpadłem tu dopisać ciąg dalszy. Wieczorem o ile nie zasnę popatrzę w tv, może nawet obejrzę mecz. Zobaczymy co przyniesie wieczór.